Zielone złudzenie. Jak fotowoltaika zaczęła podważać fundamenty systemu energetycznego (MediaRoom)

Przez ostatnią dekadę fotowoltaika była przedstawiana jako technologiczne panaceum na wszystkie problemy energetyczne Europy. Miała być tania, czysta, skalowalna. Miała przynieść demokratyzację energii i uniezależnienie od geopolitycznych ryzyk. Inwestorzy - zarówno instytucjonalni, jak i prywatni - masowo lokowali kapitał w budowę farm PV, często przekonani, że weszli w złoty wiek energetyki słonecznej.

Capital24.tv

Zachęceni prostotą technologii i szybkością zwrotu z inwestycji, umieszczali panele wszędzie tam, gdzie dało się je fizycznie zmieścić: na nieużytkach rolnych, na skrawkach działek, często bez głębszej refleksji nad tym, czy dana lokalizacja ma jakiekolwiek uzasadnienie systemowe.

Z perspektywy czasu widać, że ten entuzjazm był błędnie ukierunkowany. Bo choć prąd z fotowoltaiki rzeczywiście stał się tani, to nie znaczy, że wszystko jest w porządku. Wbrew powszechnej opinii, wartość dodana energii ze słońca - zwłaszcza tej niekontrolowanej, masowo montowanej - okazała się ekstremalnie niska. A w wielu przypadkach wręcz ujemna. Dlatego właśnie coraz częściej mamy do czynienia z ujemnymi cenami energii, które są nie karą, lecz wyrazem rzeczywistej wartości, jaką system przypisuje tej nadmiarowej produkcji.

Gdy energia staje się śmieciem

Porównanie ujemnych cen energii do opłaty za wywóz śmieci może wydawać się prowokacyjne, ale w rzeczywistości jest trafne. W momentach szczytowej produkcji PV - najczęściej w weekendowe, słoneczne dni - operatorzy systemów energetycznych muszą dopłacać, by ktoś zechciał odebrać energię, której nie ma gdzie magazynować i której nie można przesłać do realnych odbiorców. Produkcja energii staje się wtedy nie usługą ani towarem, lecz problemem - zbędnym i kosztownym nadmiarem, który trzeba jak najszybciej „utylizować”, aby nie zagroził stabilności systemu.

Bez interwencji państwowego operatora, który dokonuje tak zwanego nierynkowego redysponowania, ceny byłyby jeszcze bardziej ujemne. PSE musi wyłączać jednostki wytwórcze lub je ograniczać, łamiąc zasady rynkowej konkurencji tylko po to, by system nie uległ awarii. To nie jest incydent. To trwały mechanizm ratunkowy - którego koszt nie znika, tylko zostaje ukryty w strukturze całego systemu. Gdyby go nie było, groziłyby nam scenariusze takie jak w Hiszpanii, gdzie farmy fotowoltaiczne zaczynają bankrutować, a inwestorzy próbują wyprzedawać je za ułamek pierwotnej wartości.

Mit magazynów energii

W takich momentach na scenę wchodzą „technologiczni optymiści” z prostą tezą: wystarczy zbudować magazyny, a problem zostanie rozwiązany. Rzeczywistość jest mniej łaskawa. Gdybyśmy w Polsce zainwestowali w 10 GWh bateryjnych magazynów - ilość wciąż rekordową w naszym kraju - pozwoliłoby to zmagazynować nieco ponad 30 minut realnego szczytu produkcji PV (około 18-19 GWh w jednej godzinie). To wciąż symboliczna korekta, a nie strukturalne rozwiązanie problemu nadpodaży. Problem jest strukturalny, a nie punktowy. Tymczasem magazyny są kosztowne, ich eksploatacja ograniczona, a baterie wymagają wymiany po kilku tysiącach cykli.

Nie można budować stabilności systemu w oparciu o technologię, która - nawet w swojej najbardziej rozwiniętej formie - nie rozwiązuje fundamentalnego problemu nadprodukcji. Tym bardziej, że każda zmagazynowana megawatogodzina musi zostać ponownie sprzedana. Tylko komu? I za ile, jeśli cały rynek pęka w szwach od nadmiaru energii?

Elastyczność popytu jako teoria akademicka

Kolejnym ratunkiem miałaby być tak zwana elastyczność popytu - czyli możliwość przesuwania zużycia energii na godziny, w których PV produkuje jej najwięcej. Pomysł atrakcyjny w PowerPointach i konsultingowych raportach, w praktyce - trudny, by nie powiedzieć: nieosiągalny. Nawet gdyby udało się przesunąć 10 % dziennego zapotrzebowania (≈ 46 GWh), wystarczyłoby to najwyżej na 2,5 - 4 godziny szczytowej produkcji PV. To zaledwie chwilowe złagodzenie problemu, a nie trwałe rozwiązanie nadpodaży. Tymczasem taką elastyczność popytu w skali całej gospodarki trudno sobie dziś wyobrazić bez głębokiej reorganizacji procesów przemysłowych i ogromnych kosztów społecznych.

Bo co oznacza to w praktyce? Fabryki pracujące w nocy? Pranie, gotowanie i ładowanie samochodów elektrycznych o 13:00? Mimo rozwoju technologii smart grid i dynamicznych taryf, większość odbiorców - zarówno przemysłowych, jak i indywidualnych - nie ma realnej zdolności do takiej rekonfiguracji. Można zwiększyć efektywność, zoptymalizować zużycie, ale nie „przenieść” połowę kraju do życia w rytmie słonecznego maksimum.

Nadzieja na elektryfikację nie wystarczy

Jeszcze jedną narracją, która ma tłumaczyć dzisiejszą nadprodukcję, jest wizja wzrostu zapotrzebowania na energię w wyniku elektryfikacji transportu, ogrzewania i przemysłu. Problem w tym, że nawet jeśli to nastąpi, nie będzie miało skali wystarczającej, by wchłonąć nadwyżki energii z fotowoltaiki - i to właśnie w tych kilku godzinach, kiedy PV działa pełną mocą. Europejskie społeczeństwa się kurczą, przemysł znika lub przenosi się poza kontynent, a efektywność energetyczna urządzeń rośnie. Wszystkie te trendy działają przeciwko tezie, że zapotrzebowanie na energię będzie w stanie uratować obecny model ekspansji PV.

Fotowoltaika miała być symbolem nowoczesności i odpowiedzialności. Tymczasem staje się problemem systemowym. Nie przez to, że sama w sobie jest zła, lecz przez to, że została rozwijana bez umiaru, bez planu i bez korelacji z możliwościami systemu. To nie jest tylko kwestia przeregulowania. To kwestia złej koncepcji, w której energia przestała być towarem - a stała się dotowanym wynikiem politycznej decyzji.

Dopóki nie zatrzymamy tej logiki, będziemy nadal produkować energię, która nie ma odbiorcy, i dopłacać do tego, by zniknęła z sieci. A to nie jest transformacja energetyczna. To błędne koło.

Źródło informacji: Capital24.tv

UWAGA: Za materiał opublikowany przez redakcję PAP MediaRoom odpowiedzialność ponosi jego nadawca, wskazany każdorazowo jako „źródło informacji”.

© Copyright
Wszelkie materiały (w szczególności depesze agencyjne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu PAP Biznes chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.

Waluty

Waluta Kurs Zmiana
1 CHF 4,5586 0,56%
1 EUR 4,2703 0,07%
1 GBP 5,0180 0,20%
100 JPY 2,5715 0,15%
1 USD 3,7056 0,60%

Powiązane