Przedstawiciele Demokratów i Republikanów pewni swego przed wtorkowym głosowaniem
Na trzy dni przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych przedstawiciele obojga kandydatów deklarują pewność siebie. Demokraci wierzą w siłę wyborczą kobiet i dobrze zorganizowaną machinę wyborczą, Republikanie - w nośność tematu imigracji i błędy popełniane przez przeciwników.
Choć na trzy dni przed wyborami sondaże nadal wskazują na statystyczny remis i niezmiernie wyrównany wyścig, przedstawiciele obydwu stron publicznie deklarują pewność siebie i wiarę w zwycięstwo.
"Wygrywamy Pensylwanię - to nawet nie jest moja opinia, ja to po prostu wiem" - powiedział PAP Łukasz Lipiński, szef komitetu wyborczego Polish Americans for Harris, prowadzącego kampanię wyborczą m.in. wśród Polonii w Pensylwanii, uważanej za najważniejszy z kluczowych stanów w tych wyborach. Działacz powołał się zarówno na dane dotyczące wczesnego głosowania, jak i poziom organizacji oraz motywacji pracowników kampanii.
"Mamy w tym roku świetną +ground game+, mnóstwo ludzi pukających do drzwi i wykonujących setki telefonów do wyborców, mamy listy wyborców, do których się zwracamy. Jest zupełnie inaczej, niż cztery lata temu" - zaznaczył.
Jak dodał, mimo milionów dolarów wpompowanych w kampanię w Pensylwanii przez Elona Muska - w tym docieranie do wyborców w ich domach - nie widać efektów tej inwestycji.
"Republikanów po prostu na miejscu nie widać" - podkreślił Lipiński.
Jak powiedział, choć na początku kampanii miał wątpliwości co do szans Demokratów w wyborach, w ostatnich tygodniach to się zmieniło i choć przyznaje, że Kamali Harris może być trudno wygrać w zachodnich stanach, jak Arizona czy Nevada, jest przekonany o przewadze swojej ekipy.
"Do wygranej potrzebujemy tylko Pensylwanii, Wisconsin i Michigan - i tam jesteśmy na mocnej pozycji" - stwierdził.
Keith Nahigian, konsultant polityczny i kampanijny strateg związany z Republikanami, sytuację ocenia zgoła inaczej.
"Myślę, że to będzie pogrom. Widzimy sondaże, gdzie Trump ma szanse wygrać nie tylko w stanach wahających się, ale też nawet w New Hampshire. Widzimy Trumpa robiącego wiece w Wirginii i Nowym Meksyku - innych teoretycznie +niebieskich+ stanach. Nie marnowałby cennego czasu przed wyborami, gdyby nie był pewny swego" - powiedział PAP działacz.
Zauważył, że kampania Trumpa opiera się na badaniach wewnętrznych, jak również tych z poszczególnych okręgów wyborczych, które - jego zdaniem - "zawsze są lepsze" niż te publiczne.
"Z każdym tygodniem widzimy rosnące notowania Trumpa i wyborców niezdecydowanych przechodzących na jego stronę" - podkreślił.
Przyznał jednak, że jednym z potencjalnych znaków ostrzegawczych może być fakt, że cztery z ostatnich dziewięciu wieców wyborczych Trumpa odbędą się w Karolinie Północnej, która wydawała się bezpieczna dla Republikanów. Jednocześnie wyraził przekonanie, że kandydat Republikanów w kieszeni ma inne stany Zachodu i Południa, jak Arizonę i Nevadę oraz Georgię.
Przewagi Trumpa Nahigian dopatruje się też w błędach, które jego zdaniem popełnia Kamala Harris. Największym z ostatnich miał być wiec wyborczy Harris w Waszyngtonie - bastionie Demokratów - gdzie więcej uwagi poświęciła krytyce Trumpa, niż własnym pomysłom.
"Jeśli w ostatnich dwóch tygodniach więcej mówisz o swoim oponencie i nie mówisz o najważniejszych czterech tematach - imigracji, inflacji, gospodarce, aborcji - przegrywasz. Hillary Clinton robiła to samo i to był gigantyczny błąd" - ocenił Nahigian.
W jego opinii, błędem Harris było też niedostateczne podkreślanie różnic między nią a Joe Bidenem.
Nieco inne sygnały dochodzą z obydwu obozów w anonimowych rozmowach z mediami. Jak podał w piątek "Washington Post", powołując się na wewnętrzne dane kampanii Demokratów, wśród wyborców, którzy dopiero w ciągu ostatniego tygodnia zdecydowali się, na kogo zagłosują, Harris wygrywa z Trumpem dwucyfrową przewagą.
Badania fokusowe miały też wskazywać, że wyborcy odwrócili się od Trumpa po jego wielogodzinnym wiecu w Madison Square Garden w Nowym Jorku - porównywanego przez krytyków do wiecu nazistów w tym samym miejscu w 1939 roku - podczas którego towarzyszący Trumpowi mówcy obrażali mniejszości etniczne, obiecywali "Amerykę dla Amerykanów", nazywali Harris Antychrystem, czy wzywali do "zarżnięcia" Demokratów w wyborach.
Według Politico, sztabowcy Republikanów - do niedawna pewni wygranej Trumpa - są też zaniepokojeni wysoką mobilizacją kobiet wśród wyborców, którzy zagłosowali przed dniem wyborczym. Sondaże wskazują na znaczącą przewagę Harris nad Trumpem wśród tego elektoratu.
"Myślę, że te liczby mogą być mylące. Większość z tych, którzy głosują wcześniej, to seniorzy. Więc to nie są wyborczynie, które kierują się sprawą aborcji" - ocenił Nahigian.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
osk/ mal/ pr/