Rola polskich firm budowlanych w odbudowie Ukrainy będzie marginalna - PZPB (opinia)

Damian_Kazmierczak.jpg

Rola polskich firm budowlanych w odbudowie Ukrainy będzie marginalna, ale mogą one wystąpić w roli konsorcjantów u boku partnerów z innych państw - ocenił wiceprezes PZPB Damian Kaźmierczak. Ograniczenie ryzyka politycznego i finansowego przez polskie instytucje zachęciłoby wykonawców do wejścia na rynek ukraiński.


"Trzecia rocznica agresji Rosji na Ukrainę oraz wstępne rozmowy pokojowe, które mają doprowadzić do zakończenia wojny, skłaniają do refleksji nad tym, dlaczego w procesie odbudowy Ukrainy wiodącej roli z pewnością nie odegrają polskie spółki budowlane. Stawiam tezę, że jeśli ktokolwiek miałby na rekonstrukcji ukraińskiej infrastruktury zarobić, to głównymi beneficjentami będą firmy amerykańskie, tureckie i południowokoreańskie. Rola polskich przedsiębiorstw budowlanych w tym procesie będzie marginalna. Mowa tu wyłącznie o generalnych wykonawcach dużych projektów odbudowy. Zupełnie pomijam perspektywę producentów materiałów budowlanych – to odrębny segment rynku, który najprawdopodobniej znacząco skorzysta na eksporcie do Ukrainy. Zapotrzebowanie na materiały z Polski może być ogromne, jednak tego samego nie można powiedzieć o polskich wykonawcach" - uważa wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa (PZPB) Damian Kaźmierczak.

Jak wskazał, nie oznacza to jednak, że polski biznes w ogóle nie będzie obecny na Ukrainie, a do ekspansji na wschód przygotowuje się kilku największych wykonawców w Polsce, w tym spółki notowane na giełdzie, z których część ma już doświadczenie na rynku ukraińskim.

"Mimo to ich rola w odbudowie Ukrainy – na tle firm ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Korei Południowej czy Turcji – pozostanie marginalna. Polskie przedsiębiorstwa mogą liczyć na udział w wybranych inwestycjach, ale nie w realizacji największych kontraktów infrastrukturalnych. Niewykluczone jednak, że nasze firmy wystąpią w roli konsorcjantów u boku partnerów z bogatszych państw–sojuszników Ukrainy" - powiedział.

"Ze względu na niewyobrażalną skalę korupcji samodzielna praca na zlecenie ukraińskich zamawiających, bez politycznego wsparcia polskich władz, wydaje się wykluczona. Polskie firmy liczą jednak na projekty realizowane dla prywatnych inwestorów. Część z nich może być finansowana z kredytów udzielanych ukraińskim podmiotom przez BGK i ubezpieczanych przez KUKE – ten model działania sprawdzał się już przed wojną i nic nie stoi na przeszkodzie, by zastosować go na większą skalę po zakończeniu działań wojennych. W ten sam sposób powinny być również finansowane wybrane inwestycje ukraińskich samorządów. Ograniczenie ryzyka politycznego i finansowego przez polskie instytucje mogłoby skutecznie zachęcić większą liczbę polskich wykonawców do wejścia na rynek ukraiński" - dodał Kaźmierczak.

Jako jedną z przyczyn marginalnej roli polskich przedsiębiorstw budowlanych w odbudowie Ukrainy wskazał to, że państwo polskie nie ma już żadnych atutów, które pozwalałyby narzucić rządowi Ukrainy udział polskich spółek w dużych projektach odbudowy.

"Moment na taką wyrachowaną grę bezpowrotnie minął kilkanaście miesięcy temu, gdy Polska szerokim strumieniem wysyłała na Ukrainę pomoc wojskową. Dziś nasze możliwości wywierania nacisku na ukraińskie elity są niewielkie, choć niewykluczone, że sytuacja ulegnie zmianie za sprawą zaskakującej postawy negocjacyjnej prezydenta Trumpa, który stawia Ukrainę w wyjątkowo trudnym położeniu. Szumnie zapowiadany na początku 2024 roku przez premiera Donalda Tuska udział polskich firm w budowie odcinków autostrady Krakowiec–Równe wciąż pozostaje jedynie buńczuczną zapowiedzią" - dodał.

W jego ocenie, działania strony polskiej w sprawie udziału polskiego biznesu w odbudowie Ukrainy są nieskoordynowane, często sprawiają wrażenie chaotycznych, a niektóre inicjatywy niepotrzebnie się dublują.

"Politykę w tym obszarze prowadzą równolegle środowisko prezydenckie, Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz resorty rozwoju, infrastruktury i finansów. Brakuje jednego ośrodka decyzyjnego, który dbałby o spójność tych działań i miał silne umocowanie na szczeblu politycznym. Państwowe instytucje, takie jak PFR, KUKE, BGK czy PAIH, dysponują narzędziami wsparcia eksportu polskich usług i produktów dedykowanych rynkowi ukraińskiemu, ale nic nie zastąpi intensywnego zaangażowania państwa na poziomie centralnym. Tymczasem od początku wojny polski biznes nie czuje dostatecznej pomocy ze strony administracji" - powiedział wiceprezes PZPB.

Jego zdaniem, trudno też zrozumieć, dlaczego polscy decydenci nie próbują wykorzystać np. notowanych na GPW kontrolowanych przez państwo przedsiębiorstw do wejścia na rynek ukraiński, inicjując mieszane konsorcja z udziałem polskich firm prywatnych.

"Takie rozwiązanie pozwoliłoby prywatnym firmom funkcjonować pod bezpośrednią osłoną państwa, zamiast samodzielnie narażać się na ogromne ryzyko biznesowe, które na Wschodzie jest nieuniknione" - dodał.

Kaźmierczak uważa, że polskie firmy nie odbudują Ukrainy na dużą skalę, jeśli polski rząd nie wygospodaruje na ten cel konkretnych środków.

"Kapitał ma narodowość – to zasada, którą kierują się wszystkie dojrzałe państwa. Kraje udzielające Ukrainie grantów i pożyczek będą oczekiwać, że to ich firmy wezmą udział w realizacji projektów odbudowy. Tą samą drogą musi podążyć Polska. Warto pamiętać, że na odbudowie można zarabiać nie tylko poprzez bezpośrednie prowadzenie prac budowlanych – do tego można wynająć lokalnych podwykonawców. Największe marże generuje dostarczanie technologii, unikalne know-how i zarządzanie całym procesem budowlanym (...). Polskie władze od kilkunastu miesięcy snują opowieści o stworzeniu funduszu dedykowanego konkretnym projektom odbudowy Ukrainy – takim jak szpitale, szkoły czy elektrociepłownie. Na razie jednak brakuje wymiernych efektów tych deklaracji" - powiedział.

"Po czwarte, nie wszystkie spółki wykonawcze są gotowe na wejście na rynek ukraiński. To Polska jest dziś największym placem budowy w Europie, na którym można wypracowywać satysfakcjonujące marże, a ryzyko, jakie polskie firmy musiałyby podjąć na Ukrainie, często przewyższa potencjalne zyski. Największą barierą dla polskich przedsiębiorstw pozostaje wszechobecna korupcja, która w praktyce uniemożliwia bezpośrednią pracę dla ukraińskich zamawiających" - dodał.

Wiceprezes PZPB ocenia, że najbardziej racjonalnym modelem działania dla zachodnich wykonawców jest finansowanie inwestycji bezpośrednio przez międzynarodowych donatorów, z pominięciem ukraińskiego prawa zamówień publicznych – na przykład za pośrednictwem agend ONZ, Europejskiego Banku Inwestycyjnego lub rządów konkretnych państw.

"W tym przypadku konkurencja o kontrakty będzie jednak ogromna, a źródło finansowania zdecyduje o tym, z jakiego kraju pochodzić będzie generalny wykonawca. Trudno znaleźć powód, dla którego miałaby to być firma z Polski, skoro nasz rząd dotąd nie przeznaczył na ten cel żadnych środków. Co więcej, żadna polska spółka nie dysponuje wystarczającymi zasobami kadrowymi, by wysłać na Ukrainę własnych pracowników. Tureccy i południowokoreańscy wykonawcy takiego problemu nie mają – posiadają tysiące pracowników z Azji, których mogą przerzucać do pracy w dowolne miejsce na świecie" - powiedział. (PAP Biznes)

doa/ gor/

© Copyright
Wszelkie materiały (w szczególności depesze agencyjne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu PAP Biznes chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.

Waluty

Waluta Kurs Zmiana
1 CHF 4,4239 -0,21%
1 EUR 4,1664 -0,24%
1 GBP 5,0307 -0,20%
100 JPY 2,6620 0,64%
1 USD 3,9879 -0,37%