Koniunktura w polskiej gospodarce może być lepsza niż sugerują miesięczne dane - Rybacki, PIE (wywiad)
Koniunktura w polskiej gospodarce może być lepsza niż sugerują miesięczne dane - wskazuje kierownik zespołu makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym, Jakub Rybacki. Prognoza wzrostu PKB w tym roku na poziomie ok. 3 proc. nie wydaje się zagrożona, konsumpcja pozostaje mocna. Zdaniem ekonomisty, RPP obniży stopy proc. nie wcześniej niż w połowie 2025 r.
"Od pół roku miesięczna dane zaskakują in minus, potem jednak – gdy mamy podsumowanie kwartału i dane z całej gospodarki – okazuje się, że sytuacja jest lepsza i wzrost był o ok. 0,5 pkt. proc. wyższy niż to, co implikowały miesięczne odczyty. Skąd taka rozbieżność? Miesięczna dane o sprzedaży detalicznej bardzo słabo opisują np. to, co dzieje się w sektorze usług, a tam wydatki są znaczące" - powiedział PAP Biznes Rybacki.
"Ponadto, część wydatków, które obserwujemy w mniejszych przedsiębiorstwach, nie znajduje odzwierciedlenia w danych. W ostatnich kwartałach, jeżeli agregujmy wyniki poza sektor przedsiębiorstw, które zatrudniają powyżej 9 osób i których dotyczą miesięczne statystyki, to wyniki są dużo lepsze, niż to, co obserwujemy w danych miesięcznych" - dodał.
Ekonomista ocenia, że mimo słabszych od oczekiwań danych o sprzedaży detalicznej, konsumpcja w polskiej gospodarce pozostaje mocna.
"Wynagrodzenia rosną szybciej niż inflacja, co zachęca konsumentów do wydatków. W Polsce nie mamy też dużej kultury budowania oszczędności – nie ma świadomości na ten temat, często brakuje też wolnych środków, które mogłyby zostać przeznaczone na oszczędności. Zatem po stronie dochodów i wynagrodzeń powinniśmy obserwować wysoki wzrostu konsumpcji i w danych kwartalnych to widać" - powiedział Rybacki.
"Dane miesięczne nie współgrają, ale to nie znaczy, że konsumpcja spowalnia. Miesięczna dane mają przybliżać sytuację w gospodarce, ale jakość tego przybliżenia bywa różna. W ostatnim czasie miesięczna odczyty niestety zawodzą i pokazują trochę bardziej pesymistyczny obraz niż jest w rzeczywistości" - dodał.
Rybacki prognozuje, że w 2024 r. PKB Polski urośnie o ok. 2,8-2,9 proc.
"Prognozy tempa wzrostu PKB Polski w tym roku u większości analityków oscylują wokół 3,0 proc. i ta prognoza nie wydaje się zagrożona. Zakładamy, że polska gospodarka może urosnąć w 2024 r. o ok. 2,8-2,9 proc. W drugim kwartale część rynku zrewidowała prognozy w dół po gorszych, miesięcznych danych, potem okazało się, że pesymizm był przedwczesny" - powiedział ekonomista.
"Obecnie wydaje się, że nie ma dużych zagrożeń, że gospodarka spowolniła poniżej bieżącego poziomu. Finalne wyniki powinny być zbliżone do 3,0 proc. Mamy jeden, zdecydowanie jasny punkt w gospodarce i są to wydatki konsumpcyjne. To główny filar wzrostu w tym roku" - dodał.
Zdaniem ekonomisty PIE, głównym ryzykiem dla wzrostu gospodarczego Polski jest koniunktura w zachodniej Europie.
"Ryzykiem in minus dla prognoz gospodarczych jest z pewnością to, co dzieje się w Europie Zachodniej, szczególnie w motoryzacji. W tym momencie dużo fabryk produkujących samochody elektryczne pracuje na bardzo ograniczonych mocach przerobowych, zapasy, które wyprodukowały do tej pory, są spore, a problem jest z popytem. Barierą jest zapewne duża cena produktów w sytuacji, gdy budżety gospodarstw domowych mocno ucierpiały z powodu inflacji" - wskazał Rybacki.
"Jeżeli ta branża w Niemczech ma problem, to w Polsce producenci baterii elektrycznych również będą mieć problemy – a to jest sektor, który odpowiadał za dużą część wzrostu produkcji w Polsce w ubiegłych latach. Problemem mogą być też branże mocno energochłonne, głównie producenci w sektorze chemicznych, wyborów plastikowych, gumowych. Branże te były mocno zaangażowane w dostawy do Niemiec, więc w momencie problemów w tym kraju, również sytuacja u naszych producentów może być gorsza" - dodał.
Jak zaznacza ekonomista, na plus mogą z kolei zaskoczyć inwestycje związane ze środkami z Krajowego Planu Odbudowy.
"W kolejnych kwartałach inwestycje powinny mocno odbić, szczególnie w 2025 r." - powiedział PAP Biznes Rybacki.
Ekonomista wskazuje, że w dłuższym terminie istotny będzie też kierunek europejskiej polityki.
"W dłuższym terminie dla Europy, w tym dla Polski, kluczowe będzie to, jak będą rozwijane innowacyjne branże, szczególnie po raporcie Draghiego. Nie bez znaczenia będzie też sytuacja polityczna. Np. we Francji obserwujemy obecnie niskie poparcie dla rządu – wydaje się, że okres słabych wyników gospodarczych trochę nadwyrężył zaufanie do polityków w Europie" - powiedział Rybacki.
"To, jak będzie kształtowała się sytuacja polityczna w UE z pewnością nie zostanie bez wpływu na politykę gospodarczą" - dodał.
CIĘCIA STÓP PROC. NIE WCZEŚNIEJ NIŻ W POŁOWIE '25
Kierownik zespołu makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym ocenia, że tegoroczny szczyt inflacji powinien przypaść na październik i sięgnąć ok. 5 proc.
"Wchodzimy w okres lekkiego wzrostu inflacji. Obecnie wskaźnik CPI oscyluje w okolicy 4,5 proc., a w najbliższych miesiącach pewnie wzrośnie do ok. 5 proc., głównie ze względu na efekty statystyczne. Maksymalny poziom pewnie zobaczymy w październiku, potem inflacja ponownie powinna zbliżać się do 4,5 proc. na koniec roku" - powiedział PAP Biznes Rybacki.
"Główną przyczyna jest tu oczywiście odmrożenie cen energii – z tego powodu wskaźnik CPI przez najbliższe pół roku będzie oscylował powyżej górnej granicy odchyleń od celu NBP, tj. powyżej 3,5 proc. Skok inflacji na początku przyszłego roku zależy od decyzji administracyjnych, ciężko zatem już teraz prognozować poziom CPI" - dodał.
Jak wskazuje ekonomista, otoczenie globalne raczej nie sprzyja mocnym wzrostom inflacji w najbliższych kwartałach.
"Obserwując koszty produkcji widać, że w większości europejskich państw rosną one w umiarkowanym tempie – ceny towarów przemysłowych trochę wzrosną, ale nie będzie to wielki wybuch. Choć ceny usług mocno rosły, to teraz zaczynają lekko spowalniać. Patrząc na całokształt procesów inflacyjnych na świecie, raczej obserwujemy zaskakiwanie w dół i wydaje się, że – poza niepewnością dotyczącą cen energii i żywności – nic nie wskazuje na to, żeby inflacja mocno przekraczała poziom 3,5 proc. w Polsce" - powiedział Rybacki.
"Pewnie przez pierwsze półrocze 2025 r. będziemy ponad celem, ale w drugiej powinniśmy już zobaczyć wahania zbliżone do górnej granicy odchylenia do celu NBP, tj. 3,5 proc. To już będzie zupełnie inny poziom inflacji niż obserwowaliśmy w ostatnich latach" - dodał.
Rybacki prognozuje, że Rada Polityki Pieniężnej zdecyduje się na cięcie stóp procentowych nie wcześniej niż w połowie 2025 r.
"Dyskusja na temat potencjalnych obniżek stóp proc. w RPP z pewnością powinna się już odbywać. Niemniej w NBP jest wola, żeby utrzymywać stopy na obecnym poziomie. Dlatego nie spodziewam się, żeby obniżka mogła nastąpić wcześniej niż w okolicach lipca 2025 r. Choć ze strony członków RPP pojawiają się sygnały, że dyskusja o cięciu może pojawić się już w marcu, to sądzę, że proces podejmowania konkretnych decyzji może być bardziej długotrwały i pierwsze cięcie zobaczymy w połowie roku" - ocenia ekonomista.
"Główne banki centralne, takie jak EBC czy Fed, już rozpoczęły obniżki stóp procentowych. Z kolei banki w naszym regionie trochę spowolniły cięcia. Po stronie regionu nie ma zatem dużej presji na NBP, żeby też zacząć obniżać stopy. W regionie wciąż mamy wyższą inflacje w usługach, jest też obawa o inflację w towarach przemysłowych, trochę ze względu na trend widoczny we wskaźnikach kosztów produkcji" - dodał.
Ekonomista zakłada, że tempo luzowania polityki pieniężnej nie będzie szybkie.
"Wydaje się, że kierunek ruchów w polityce monetarnej będzie jeden – obniżki. Nawet jeśli w pierwszym półroczu 2025 r. stopy utrzymają się bez zmian, to w drugiej połowie raczej już zobaczymy cięcie. Zakładamy, że do końca przyszłego roku możemy zobaczyć obniżki stóp w Polsce rzędu 50-75 pb, być może 100 pb. Raczej zakładałbym wolniejsze tempo luzowania" - powiedział Rybacki.
"Większość prognoz wskazuje, że docelowa stopa procentowa w Polsce powinna wynieść ok. 3,5 proc., być może lekko powyżej. Jeżeli chcemy mieć inflacje w granicach celu to realna stopa procentowa powinna być w okolicy 0,5-1 proc." - dodał.
Patrycja Sikora (PAP Biznes)
pat/ gor/