Wyjście z UE bez umowy to nie koniec świata - May
Brytyjska premier Theresa May zbagatelizowała we wtorek ostrzeżenia ministra finansów Philipa Hammonda przed negatywnymi konsekwencjami wyjścia z Unii Europejskiej bez porozumienia w sprawie przyszłego handlu, mówiąc, że "nie byłby to koniec świata".
Szefowa rządu wypowiedziała się w tej sprawie w trakcie podróży do Afryki, gdzie w ciągu kolejnych trzech dni odwiedzi Republikę Południowej Afryki, Nigerię i Kenię, przedstawiając nową strategię brytyjskich inwestycji i zaangażowania humanitarnego na tym kontynencie.
Według zaprezentowanych w ubiegłym tygodniu przez Hammonda wyliczeń, brak porozumienia z UE mógłby doprowadzić nawet do obniżenia PKB Wielkiej Brytanii o blisko 8 proc. w ciągu 15 lat przy jednoczesnym zwiększeniu zadłużenia państwa o dodatkowe 80 mld funtów.
Pytana o te szacunki May, powtórzyła słowa dyrektora generalnego Światowej Organizacji Handlu (WTO) Roberto Azevedo, że realizacja takiego scenariusza "nie będzie łatwym spacerkiem", ale "nie będzie też końcem świata".
Jak zapewniła, rząd "przeprowadza przygotowania, które mają sprawić", że jeśli Zjednoczone Królestwo "znajdzie się w takiej sytuacji, to będzie w stanie przekuć ją w sukces", podobnie jak w przypadku dobrej umowy o przyszłych stosunkach z UE, którą - zdaniem premier - "może udać się uzyskać".
Szefowa rządu powtórzyła jednak swoje zastrzeżenie, że prędzej doprowadzi do wyjścia Wielkiej Brytanii z UE bez jakiegokolwiek porozumienia, niż z takim, które nie spełniałoby jej oczekiwań. "Od początku mówiłam, że brak umowy jest lepszy niż zła umowa" - powiedziała.
Po wylądowaniu w Kapsztadzie May wygłosiła przemówienie na temat planów brytyjskiego rządu w Afryce, zapowiadając wart co najmniej 4 mld funtów pakiet inwestycji, które mają pomóc w stworzeniu m.in. miejsc pracy dla młodych ludzi. Premier zaznaczyła, że liczy na to, że do 2022 roku Wielka Brytania stanie się największym inwestorem na kontynencie pośród państw grupy G7.
Jednocześnie podkreśliła, że władze w Londynie planują "fundamentalną zmianę" w wydatkach na pomoc humanitarną i rozwojową, skupiając się w mniejszym stopniu na krótkoterminowym wsparciu w walce z biedą, ale średnio- i długoterminowej walce z wyzwaniami gospodarczymi i bezpieczeństwa.
Wbrew powtarzającej się krytyce ze strony prawego skrzydła Partii Konserwatywnej, May broniła wydawania 0,7 proc. dochodu narodowego brutto na pomoc rozwojową, zapewniając, że "zagraniczna pomoc działa".
Z Londynu Jakub Krupa (PAP)
jakr/ ulb/ mal/ asa/