Profil:
PZU SADEBATA: Ubezpieczenia katastroficzne powinny być obowiązkowe, ale Polacy tego nie akceptują
Ubezpieczenia zjawisk ekstremalnych powinny być obowiązkowe i otrzymać jakąś formę wsparcia ze strony państwa. Problemem jest jednak opór Polaków, którzy - w opinii uczestników debaty podczas konferencji EKF Ubezpieczenia - nie zaakceptują nowej formy przymusu.
Wartość szkód brutto z zaraportowanych 114 zdarzeń katastroficznych w 2024 roku wzrosła o 272 proc. w stosunku do 2023 roku i wyniosła 3,838 mld zł - wynika z raportu Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego dotyczącego zdarzeń katastroficznych w 2024 roku w Polsce. To najwyższy wynik w historii badań UKNF.
Wśród nich 63 zdarzenia dotyczyły katastrof naturalnych (szkody spowodowane przez siły natury), natomiast pozostałe 51 to katastrofy antropogeniczne (szkody spowodowane przez działania człowieka).
Największym pojedynczym zdarzeniem była powódź z września 2024 r. – jej wartość szkód brutto wyniosła 2,13 mld zł, z czego 1,53 mld zł pokryli reasekuratorzy. Do tej pory zgłoszono ponad 131 tys. szkód, z czego 98 proc. już zlikwidowano.
"Powodzie tysiąclecia zdarzają się już co 10 lat i chyba wszyscy jesteśmy przekonani, że niestety, ale takie zjawiska będą się nasilały. Żeby były one ubezpieczalne, nie mogą być powszechne, nie mogą dotyczyć całego regionu. Musimy w jakiś sposób móc oszacować jego wielkość i składkę, którą za takie ryzyko przyjmujemy, ona też musi być akceptowalna dla klienta. Powoli to się staje po prostu niemożliwe" - powiedział Tomasz Tarkowski, członek zarządu PZU, podczas debaty na konferencji EKF Ubezpieczenia na Sali Notowań GPW w Warszawie.
Wskazał, że już pojawiły się przypadki, gdzie zakłady ubezpieczeń podnosiły składki na terenach powodziowych dziesięciokrotnie bądź w ogóle odmawiały przyjęcia do ubezpieczenia.
"Jestem przekonany, że w najbliższych latach bez jakichś rozwiązań hybrydowych ze wsparciem i zaangażowaniem ze strony państwa lub tworzenia mechanizmów przenoszenia tego ryzyka na rynki kapitałowe, na przykład obligacje katastroficzne, ubezpieczanie zjawisk ekstremalnych nie będzie możliwe" - powiedział Tarkowski.
Również Michał Gomowski, p.o. prezesa zarządu Link4 TU, wskazuje, że ekstremalne wydarzenia atmosferyczne są coraz częstsze i stąd duże wyzwanie dla rentowności tych ubezpieczeń.
"Składki są bardzo niskie w stosunku do faktycznego ryzyka. To po prostu jest takie zaklęte koło, z którego trudno wyjść i stąd pomysł, żeby te ryzyka katastroficzne były obowiązkowe" - powiedział.
Jako przykład wskazał Rumunię, gdzie w 2010 roku weszło obowiązkowe podstawowe ubezpieczenie dla domów i mieszkań.
"To była odważna decyzja, która pewnie wymaga poprawy, ale jest dobrym przykładem, żeby spojrzeć na to, co ewentualnie moglibyśmy zrobić u nas" - powiedział Michał Gomowski.
Prof. Marcin Kawiński, zastępca Rzecznika Finansowego, uważa, że czas na obowiązkowość ubezpieczeń bezpowrotnie minął.
"W zasadzie trudno będzie wprowadzić rozwiązania obowiązkowe. Można natomiast budować systemy zachęcające do zwiększenia powszechności i w polskich warunkach to może okazać się lepsze z uwagi na to, że charakterystyka ryzyk jest dość odmienna i są różne potrzeby" - powiedział.
"Ubezpieczenia zjawisk ekstremalnych są elementem systemu, ale jego budowa należy do państwa, a nie do ubezpieczycieli" - dodał.
Zastępca Rzecznika Finansowego ocenia, że chociaż obszar ubezpieczeń zjawisk ekstremalnych może się zwiększać na przykład poprzez odpowiednie usytuowanie ubezpieczeń w całym systemie albo poprzez użycie ubezpieczeń paramatrycznych, to przy tej skali zmian klimatu rola ubezpieczeń nie będzie rosnąć.
Swojego negatywnego stosunku do idei wprowadzenia obowiązkowych ubezpieczeń od zjawisk ekstremalnych nie ukrywa Ewa Siniarska-Parkot, członek zarządu MAK Ubezpieczenia, prezes zarządu MAK Re.
"Polacy nie znoszą ubezpieczeń obowiązkowych i nie do końca wierzę, że jesteśmy w stanie je wprowadzić, chyba że rząd się w końcu zdecyduje na pełną obowiązkowość. Ale musimy zmienić rolę państwa, jego miejsce w całym systemie, bo państwo nie może wypłacać jako pierwsze, powinno być reasekturatorem ostatniej instancji" - powiedziała
"Trzeba poszukać rozwiązań, które zbudują zaufanie obywateli do Państwa i zaufanie obywateli do ubezpieczeń" - dodała.
Ewa Siniarska-Parkot ocenia, że dzybka pomoc państwa przy zjawiskach ekstremalnych jest szalenie istotna i w pewnych obszarach konieczna, bo komercyjne ubezpieczenie nie przejmie wszystkich strat na siebie. Stąd potrzebne jest współdziałanie.
Postuluje ona utworzenie specjalnego funduszu, na przykład na wzór rozwiązań austriackich.
"Najpierw powinna być część ubezpieczeń powszechnych, w której będziemy kompensować mniejsze straty, później powinien być fundusz, tak jak w Austrii, który jest zbierany z podatków, ale pokrywa większe szkody, a na końcu powinno być państwo jako reasekurator ostatniej instancji. To jest system, który jesteśmy w stanie najszybciej zaimplementować w Polsce i taki, który jest w stanie pogodzić wszystkich" - powiedziała.
"W społeczeństwie musi być świadomość ubezpieczeniowa, musimy włączyć w to edukację, na pewno nie tylko przymus, bo przymus nie zadziała" - dodała Ewa Siniarska-Parkot.
Zwolenniczką ubezpieczeń obowiązkowych jest Dominika Kozakiewicz, prezes zarządu Aon.
"Jestem za ubezpieczeniami obowiązkowymi. W tym roku wprowadziła to Grecja, mamy również ubezpieczenia obowiązkowe od lat w Szwajcarii, we Francji, w Hiszpanii i Wielkiej Brytanii. W krajach, gdzie ubezpieczenia katastroficzne są nieobowiązkowe,
tak jak na przykład Niemcy, penetracja ubezpieczeń katastroficznych wynosi 10 proc." - powiedziała.
"W Polsce oczekujemy, że państwo pokryje wszelkie możliwe straty związane z powodzią, bo żaden rząd nie odważył się na postawienie sprawy jasno, że trzeba brać składkę za coś, co ma się ubezpieczać" - dodała.
Zdaniem Dominiki Kozakiewicz, musi powstać dialog między społeczeństwem, państwem i ubezpieczycielami, bo jej zdaniem żaden prywatny, komercyjny ubezpieczyciel nie będzie w stanie ponosić tego typu obciążenia.
"bez obowiązkowości ubezpieczeń katastroficznych w pewnym momencie będziemy musieli jako państwo powiedzieć pas. Obywatele też powinni pamiętać, że nie ma czegoś takiego, jak państwo zarabiające pieniądze. Jeżeli wypłacamy 1 proc. PKB na pokrycie katastrofy powodzi w zeszłym roku, to znaczy, że tego 1 proc. zabraknie na służbę zdrowia, na obronność, na szkolnictwo" - powiedziała.
Prof. Ilona Kwiecień, Kierownik Katedry Ubezpieczeń Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, zwraca uwagę, że konsekwencje realizacji ryzyka przy skutkach zjawisk ekstremalnych to nie tylko straty bezpośrednie, ale również pośrednie, które szacowane są często na 50-60 proc. strat bezpośrednich i to są też straty, które ujawniają się w długim horyzoncie.
"One są szalenie istotne z punktu widzenia procesów likwidacji szkody i zarządzania ryzykiem w przyszłości" - powiedziała.
Szacuje się, że tylko 7 proc. strat z tytułu ekstremalnych zjawisk pogodowych w Polsce jest ubezpieczonych. Pozostałe koszty ponoszą samorządy, firmy i mieszkańcy.
"Jest kwestia gdzie i jak szukać rozwiązań. Większość tego poszukiwania idzie w kierunku powszechności i obowiązkowości ubezpieczenia, ale badania dowodzą, że Polacy niekoniecznie byliby skłonni zaakceptować np. obowiązek ubezpieczenia" - powiedziała Ilona Kwiecień.
"Potrzebna być może jest standaryzacja produktów, ale też wskazuje się na koncepcję w obszarze amalgamacji produktów, czyli sprzedaży wiązanej, co może być też klauzulą rozszerzeniową obligatoryjną w produkcie, ale również na kwestię ułatwienia dochodzenia roszczeń, ubezpieczenia parametrycznych, partnerstwa publiczno-prywatnego" - dodała.
Z najnowszego raportu UKNF wynika, że w 2024 roku katastrofy naturalne odpowiadały za 2,82 mld zł szkód – dziesięciokrotnie więcej niż rok wcześniej.Szczególnie ucierpiała kategoria „deszcze nawalne, podtopienia, burze, grad, huragany” – szkody brutto wyniosły 2,49 mld zł (65 proc. wszystkich strat w 2024 r.), wobec 271 mln zł rok wcześniej.
Dla porównania: pożary kosztowały ubezpieczycieli w zeszłym roku 399 mln zł, a szkody górnicze 317 mln zł. (PAP Biznes)
pr/