EBC obniży w tym roku stopę depozytową do 1,5 proc., ale to nie będzie docelowy poziom – Schulz, Citi (wywiad)

Europejski Bank Centralny (EBC) obniży w tym roku stopę depozytową do 1,5 proc., ale nie będzie to docelowy poziom; prędzej czy później bank będzie musiał ją podwyższyć – prognozuje zastępca głównego ekonomisty Citi na Europę, Christian Schulz. W najbliższych latach gospodarka strefy euro będzie rosła poniżej długoterminowego trendu.
"EBC obniżył już stopy procentowe o 150 punktów bazowych, podstawowa stopa wynosi 2,5 proc. Myślę, że większość obserwatorów rynku uważa, że nadal są one powyżej poziomu, który uważamy za neutralny, czyli 2 proc. Z tej perspektywy wciąż jest miejsce na cięcia" - powiedział PAP Biznes Schulz.
"W perspektywie krótkoterminowej wiadomości gospodarcze będą prawdopodobnie negatywne, zwłaszcza 2 kwietnia, kiedy mają zostać ogłoszone amerykańskie cła na Europę, co może wywołać jeszcze większą niepewność, słabsze inwestycje i słabszy wzrost. Dlatego uważamy, że EBC będzie kontynuował cięcia. Sądzimy, że obniży stopy poniżej 2 proc. w tym roku, do 1,5 proc. we wrześniu" - dodał.
Ekonomista wskazuje jednak, że nie będzie to docelowy poziom stopy depozytowej - prędzej czy później EBC będzie musiał ją podwyższyć.
"Oprócz niepewności w otoczeniu, na każdym posiedzeniu EBC wskazuje, że jednym z czynników, który obecnie obciąża wzrost gospodarczy, są podwyżki stóp procentowych z przeszłości. Decydenci wskazują – podnieśliśmy stopy w przeszłości i nawet, jeśli polityka pieniężna nie jest już wyraźnie jastrzębia, to przeszłe podwyżki nadal oddziałują na wzrost. A to zasadniczo oznacza, że stopy procentowe muszą zejść poniżej poziomu neutralnego" - powiedział Schulz.
"Dlatego uważamy, że stopy spadną do 1,5 proc., ale – co bardzo ważne – nie jest to stopa docelowa. Stopy procentowe nie pozostaną na tym poziomie. Prędzej czy później będą musiały ponownie wzrosnąć. Kiedy – zobaczymy, ale długoterminowa średnia stopa procentowa nie będzie wynosić 1,5 proc., będzie wyższa" - dodał.
Zdaniem zastępcy głównego ekonomisty Citi na Europę, choć zapowiadane w Europie, znaczne inwestycje w średnim terminie mogą być proinflacyjne, to w dłuższym okresie powinny doprowadzić do obniżenia się wskaźnika cen.
"Inwestycje tworzą popyt w gospodarce, więc w średnim okresie prawdopodobnie doprowadzą do wyższej inflacji. Niemniej interesującą cechą inwestycji jest to, że w dłuższej perspektywie istnieje duża szansa, że doprowadzą one do niższej inflacji. Inwestycje tworzą popyt w krótkim okresie, ale w dłuższej perspektywie tworzą podaż w gospodarce, tworzą lepszą technologię, lepszą cyfryzację, lepsze drogi, lepsze koleje i porty – lepszy potencjał w gospodarce. A to z kolei potencjalnie obniża inflację – podnosi produktywność, uzasadnia wyższe płace, a tym samym obniża jednostkowe koszty pracy, co z kolei może prowadzić do niższej inflacji" - wskazał ekonomista.
"To bardzo ważna kwestia, ponieważ jako bank centralny, jak zareagować na coś takiego? Nie można po prostu skupić się na wyższym popycie i wyższej inflacji i podnosić stopy procentowe. Myślę, że jeśli rządy inwestują w wyższy, potencjalny wzrost gospodarczy w dłuższej perspektywie, to – do pewnego stopnia – bank centralny powinien prawdopodobnie ignorować krótkoterminowe skutki inflacyjne, ponieważ w dłuższej perspektywie faktycznie doprowadzi to do niższej inflacji" - dodał.
WZROST W STREFIE EURO PONIŻEJ DŁUGOTERMINOWEGO TRENDU
Ekonomista Citi wskazuje, że już podczas ubiegłorocznej kampanii prezydenckiej w USA było jasne, że cła po raz kolejny będą narzędziem, którego użyje amerykański prezydent - Trump wskazywał wówczas na potencjalne, 10-proc. cłach na wszystko i wszystkich.
Po jego wygranej Citi założył w swoich prognozach makroekonomicznych dla strefy euro, że USA nałożą na Europę szeroko zakrojone cła w wysokości 10 proc.
"Przeprowadziliśmy symulację wpływu tej sytuacji za pomocą standardowych modeli makroekonomicznych i obniżyliśmy naszą prognozę dla strefy euro o 0,3 proc. na ten rok i na przyszły, co może nie jest dużą wartością, ale stanowi znaczące spowolnienie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak słaby był już wtedy wzrost w Europie. Od tego czasu mieliśmy oczywiście szereg innych zapowiedzi ze strony amerykańskiej administracji" - powiedział PAP Biznes Christian Schulz.
"Początkowo skupiono się na Meksyku i Kanadzie, co było zaskoczeniem, a mniej na Chinach, co jest pozytywną niespodzianką, przynajmniej dla Chińczyków. Teraz mówimy o Europie, ale nadal nie jest jasne, co się wydarzy. Na razie czuję się komfortowo z prognozą, która zakłada wzrost podstawowych ceł o 10 proc. od połowy tego roku. Może być gorzej, może być lepiej, tego jeszcze nie wiemy" - dodał.
Ekonomista zaznacza jednak, że - w ostatecznym rozrachunku - pośredni wpływ amerykańskich ceł na Chiny może być istotniejszy dla europejskiej gospodarki.
"Nie chodzi jednak tylko o bezpośrednie relacje UE-USA i cła nakładane na nas przez Stany Zjednoczone. W ostatecznym rozrachunku efekt pośredni, poprzez cła na Chiny, może być ważniejszy niż efekt bezpośredni. Tak było też ostatnim razem – istniała niepewność co do ceł i ostatecznie bezpośredni efekt nie był znaczący, ale nadal istniał ogromny wpływ polityki Trumpa na Europę w latach 2020-2022 z powodu efektu pośredniego, poprzez Chiny" - powiedział Schulz.
"Po pierwsze Chiny rosły wówczas znacznie wolniej, a są ważnym rynkiem dla wielu europejskich firm. Po drugie – chińskie firmy nie mogły sprzedawać produktów do USA, więc zdecydowały się na sprzedaż w Europie, co spowodowało spadek cen w Europie i stworzyło dużą konkurencję dla europejskich firm" - dodał.
Citi prognozuje obecnie wzrost w strefie euro na poziomie około 0,8 proc. w tym roku i około 1,0 proc. w 2026 roku.
"To stopy wzrostu poniżej długoterminowego trendu. Strefa euro rośnie poniżej trendu od czasu pandemii, więc coraz bardziej oddalamy się od naszego trendu sprzed pandemii. Co ciekawe, nie widać tego jeszcze na rynku pracy" - powiedział PAP Biznes ekonomista.
"Gdyby ktoś powiedział nam w 2019 r., że w 2025 r. gospodarka będzie o 5 proc. poniżej trendu, prawdopodobnie spodziewalibyśmy się wysokiego bezrobocia, bardzo niskiej inflacji i niskich stóp procentowych. A teraz mamy mniej więcej pełne zatrudnienie, wysoką inflację i wysokie stopy procentowe. To pokazuje, że nie jest to tylko szok popytowy, ale seria szoków podażowych i niektóre z nich mogą być trwałe – poziom wzrostu może nigdy nie powrócić do trendu" - dodał.
Schulz wskazał, że prognozy te nie uwzględniają jeszcze m. in. inicjatywy zbrojeniowej UE.
"Nie uwzględniają też jeszcze pełnego zakresu działań nowego niemieckiego rządu, a jest on – w stosunku do wielkości gospodarki – znacznie większy niż to, co dzieje się na szczeblu unijnym. Potrzeba więcej czasu, by miały one rzeczywisty wpływ na gospodarkę, ponieważ koncentrują się na inwestycjach" - powiedział ekonomista.
"Historia pokazuje – przynajmniej z ostatnich 10-20 lat – że bardzo trudno jest zwiększyć inwestycje publiczne w Europie. W UE było wiele programów, w ramach których opracowano plany wydania miliardów euro, ale ich faktyczne wydanie zajmuje dużo czasu – z powodu biurokracji, braku siły roboczej, braku materiałów" - dodał.
W ocenie ekonomisty Citi, wydatki te nie powinny mieć istotnego wpływu na prognozy PKB na ten rok.
"Nie sądzę więc, by miało to wpływ na naszą prognozę na ten rok, a może nawet na przyszły. Może być to widoczne w latach 2027-28, ale nie oznacza, że teraz jest nieistotne. Już teraz ma wpływ na rentowność obligacji rządowych – widzimy, że ich rentowności znacznie wzrosły, a z powodu rosnących rentowności obligacji rządowych oprocentowanie kredytów hipotecznych zaczyna rosnąć, co będzie miało negatywny wpływ na rynki mieszkaniowe" - powiedział Schulz.
"Tak więc, w dłuższej perspektywie będzie to miało pozytywny wpływ na wzrost gospodarczy, ale w krótszej perspektywie może być negatywne i prowadzić do osłabienia wzrostu" - dodał.
Zastępca głównego ekonomisty Citi na Europę wskazuje jednak, że sygnały dotyczące dużych inwestycji w Europie w krótkim terminie mogą mieć pozytywny wpływ na wskaźniki zaufania w gospodarce.
"To, co może wzrosnąć w konsekwencji sygnałów dotyczących przyszłych inwestycji w UE, i co prawdopodobnie zobaczymy w ciągu najbliższych kilku tygodni, to wskaźniki zaufania w gospodarce. Już od początku roku obserwowaliśmy lekką poprawę tych wskaźników w Europie – co jest zaskakujące, biorąc pod uwagę niepewność – a jednocześnie spadek wskaźników zaufania gospodarczego w Stanach Zjednoczonych" - powiedział PAP Biznes Schulz.
"Sądzę więc, że istnieje duża szansa, że te zapowiedzi fiskalne w Niemczech i UE faktycznie doprowadzą do wzrostu zaufania przedsiębiorstw i konsumentów, w oczekiwaniu, że doprowadzi to do poprawy wzrostu w dłuższej perspektywie" - dodał.
Patrycja Sikora (PAP Biznes)
pat/ asa/