Ostrożność w ekspansji fiskalnej pozwoliłaby na większą elastyczność w sterowaniu deficytem - Pracodawcy RP (wywiad)

KamilSobolewski_PracodawcyRP.jpg

Powściągliwość w ekspansji fiskalnej pozwoliłaby na większą elastyczność w sterowaniu deficytem, rząd powinien poważnie przemyśleć priorytety dochodowo-wydatkowe na najbliższe lata - ocenia główny ekonomista Pracodawców RP Kamil Sobolewski. Według niego, wyrośnięcie z deficytu jest optymalnym scenariuszem dla gospodarki, kluczowy będzie jednak kierunek podejmowanych działań.

"W kontekście polityki fiskalnej powinniśmy patrzeć z perspektywy ograniczeń, które prędzej czy później podyktują rynki finansowe. Kryzysy biorą się z czynników zewnętrznych – jak np. pandemia, pęknięcie bańki internetowej, szoki na giełdach, kryzys związany z wojną w Ukrainie. Trudno zatem wyczuć moment, kiedy na świecie pojawią się takie wyzwania. Najczęściej wiążą się one z załamaniem tempa wzrostu, przez co problemy fiskalne natychmiast eskalują – było to widać w Europie po 2010 roku" - powiedział PAP Biznes Sobolewski.

"Skutkują one ponadto bezpośrednim wzrostem deficytu – bo potrzeby wydatkowe są większe a wpływy mniejsze. Ich efektem jest też stres na rynkach finansowych, niechęć do finansowania ryzykownych podmiotów. Wówczas, kiedy jakiś kraj w oczach inwestorów wpada w kategorię inwestycji ryzykownej, to może mieć problemy z refinansowaniem" - dodał.

Jak wskazuje ekonomista, w kontekście potencjalnych ryzyk, powściągliwość w ekspansji fiskalnej pozwoliłaby na większą elastyczność w sterowaniu deficytem.

"Pytanie, jak rynki zareagują, jeśli skłonność do ryzyka będzie mniejsza, a historia polskiego, wybitnego wzrostu gospodarczego się skończy, podobnie, jak skończyła się hiszpańska. Jeżeli zatem zdarzy się sytuacja kryzysowa, 3-proc. wzrost PKB w Polsce się skończy i równocześnie zmniejszą się wpływy do budżetu, pojawi się awersja do ryzyka na rynkach, a my będziemy mieć wysoką trajektorię długu, to może pojawić się problem" - powiedział Sobolewski.

"Powściągliwość w ekspansji fiskalnej pozwala samemu decydować o czasie, kiedy zwiększać a kiedy zmniejszać deficyt. Natomiast jeśli dyscyplinę przejmują rynki finansowe, to robią to w najbardziej niewygodnym momencie z punktu widzenia gospodarki, społeczeństwa i polityków" - dodał.

W ocenie Sobolewskiego, kontynuacja polityk odziedziczonych po poprzednikach, realizacja obietnic wyborczych i trwający cykl wyborczy sprawiają, że przestrzeń fiskalna do redukcji deficytu jest ograniczona.

"Z jednej strony można krytykować bardzo wysoki deficyt, zapisany w ustawie budżetowej, z drugiej strony rząd musi pogodzić kontynuację polityk odziedziczonych po poprzednikach, realizację własnych obietnic wyborczych oraz konsekwencje zakończenia epizodu inflacyjnego, który szybciej podnosił dochody niż wydatki, a teraz sytuacja jest odwrotna" - powiedział ekonomista.

"Ponadto, jesteśmy w trakcie cyklu wyborczego, który kończy się wyborami prezydenckimi i przestrzeń do manewru jest niewielka z powodów politycznych" - dodał.

Ekonomista wskazuje, że priorytetem politycznym jest realizacja obietnic wyborczych partii składających się na rządzącą koalicję, a z drugiej strony – chęć utrzymania świadczeń, które przyznał poprzedni rząd, niejako na "inflacyjny kredyt".

"Sam efekt 'kredytu inflacyjnego' szacuję na 8 proc. PKB – to suma wpływów do budżetu, przy wystrzale inflacji, jaki obserwowaliśmy w ostatnich latach, ponad wydatki wynikają z faktu, iż dochody gwałtownie wzrosły, a koszty zadziałały z opóźnieniem. Spłata będzie rozłożona na lata i widoczna np. w kosztach obsługi zadłużenia czy płacach w sektorze publicznym" - powiedział PAP Biznes ekonomista.

"Jeśli zatem dług w relacji do PKB wg metodologii UE oscylował przy 50 proc. to sama spłata kredytu inflacyjnego już zbliża nas do 60 proc. A po stronie wydatków nie zakręciliśmy śruby, tylko wręcz ją poluzowaliśmy. Stąd już w 2025 r. – przy optymistycznych założeniach MF co do wzrostu gospodarczego, które są jednak zbliżone do konsensusu – dochodzimy z długiem do prawie 60 proc. i powyżej 60 proc. w 2026 r." - dodał.

Zdaniem Sobolewskiego, "wyrośnięcie" z deficytu jest optymalnym scenariuszem dla gospodarki, kluczowy będzie jednak kierunek podejmowanych działań.

"Zgadzam się z tym, że najlepszym wyjściem z zadłużenia jest niejako 'wyrośnięcie' z deficytu. Żeby jednak tak było trzeba działać w odpowiednim kierunku i w adekwatnej skali – dalsze podwyżki płacy minimalnej w tempie wielokrotnie szybszym niż wzrost wydajności pracy nie są odpowiednim kierunkiem. Problemem jest też tempo rozpatrywania wniosków o finansowania w ramach KPO – nie wniosków rządu do KE o płatność, ale wniosków firm do rządu o rozstrzygnięcie naborów. Piętrzą się problemy w energetyce – duże firmy już dziś pytają skąd wezmą prąd po 2030 r. kiedy będą wyłączone moce węglowe w Polsce, a do włączania mocy jądrowych będzie jeszcze trochę brakować" - powiedział ekonomista.

"To przykłady sytuacji, w których działania są sprzeczne z celem pobudzania inwestycji i wzrostu gospodarczego. Brakuje też polityk strukturalnych w zakresie inwestycji, innowacji czy choćby mieszkalnictwa. Jeśli chcemy poruszyć inwestycje i wzrost gospodarczy to nie róbmy tego, co robiła poprzednia ekipa rządząca, która stworzyła pięknie wyglądająca na papierze Strategie Odpowiedzialnego Rozwoju, ale nie przekładało się to na rzeczywistość" - dodał.

Główny ekonomista Pracodawców RP prognozuje jednak, że w przyszłym roku wzrost PKB Polski może być niższy niż 3 proc.

"Moje szacunki dotyczące wzrostu PKB Polski są zdecydowanie niższe od prognozy MF i konsensusu rynkowego – zakładam wzrost poniżej 3 proc. w przyszłym roku. Z moich analiz wynika, że powoli wyczerpują się podażowe silniki wzrostu, kurczą się zasoby pracy, musimy mniej rabunkowo korzystać z zasobów naturalnych, został nam w zasadzie tylko jeden czynnik wzrostu – inwestycje. A pod tym względem jesteśmy na szarym końcu Europy" - powiedział ekonomista.

"Co roku nakłady brutto na środki trwałe to w Polsce 17 proc. PKB, a średnia w UE to 22 proc. Takie kraje jak Węgry, Czechy czy Rumunia wydają bliżej 27 proc. Na realia 2024 r. to tak, jakbyśmy rocznie nie wydawali 400 mld zł na inwestycje. W mojej opinii mamy bardzo dużo wyzwań rozwojowych i średniookresowo wzrost realnego PKB na poziomie 3 proc. jest mało realistyczny" - dodał.

Zdaniem Sobolewskiego, rząd powinien poważnie przemyśleć priorytety dochodowo-wydatkowe, tak, żeby stworzyć swego rodzaju hierarchię celów wydatkowych i przychodowych.

"Jeśli chodzi o wydatki to trzeba sobie zadać pytanie, które problemy społeczne są szczególnie palące, a które mniej. Stworzenie pewnego rodzaju rankingu zostawiłbym debacie publicznej – co jest problemem, ile kosztowałoby załatanie tego problemu i jaka jest użyteczność społeczna wydania tych samych środków na poszczególne zadania. Dopiero z tym rankingiem, patrząc na ilość środków, należałoby rozwiązywać te problemy, które są najwyżej na liście" - powiedział PAP Biznes ekonomista.

"Biorąc za przykład rentę wdowią należałoby raczej zadać pytanie, czy bardziej palącym problemem dla emerytów jest to, że wdowa zamiast 3,5 tys. zł emerytury dostanie 4,5 tys., czy ważniejsza jest rzesza 300-400 tys. ludzi na emeryturach groszowych, którzy mimo ukończenia 60-65 roku życia pobierają świadczenia rzędu 100 zł" - dodał.

W ocenie ekonomisty, kluczowe powinny być wydatki o charakterze inwestycyjnym.

"W tym kontekście należałoby też zadać pytanie na ile poszczególny wydatek generuje tylko większe potrzeby społeczne, ale nie zaspokoją żadnych, przyszłych potrzeb – np. świadczenie 800+, które dziś łata budżety rodzin, ale nie wyciąga do nich ręki, jeśli chodzi o przyszłą zdolność dochodową. Ma raczej cechę uzależniającą od świadczeń państwa – raz wydany pieniądz musi być ponownie wydatny w kolejnych latach. Niektóre wydatki mają jednak charakter inwestycyjny – np. wydatki na edukację. Podobnie z wydatkami na mieszkalnictwo, które w dużej mierze zwrócą się w VAT" - powiedział Sobolewski.

"Stąd w rankingu wydatków powinniśmy dać najwyższy priorytet wydatkom inwestycyjnym, a szczególnie takim, które w policzalny sposób w miarę szybko się zwrócą – wówczas trudno je będzie traktować jako coś, co generuje deficyt. Takiego długu nie należy się obawiać, nawet, jeżeli przekracza on przez pewien czas 60 proc. PKB, a takiego, który wynika z 'deszczu pieniędzy' już tak – on sam się nie spłaci" - dodał.

W przypadku strony dochodowej budżetu, ekonomista wskazuje, że kluczowa jest średniookresowa perspektywa, która - ze względu na cykl wyborczy - może być trudna do wypracowania.

"Jakakolwiek poważniejsza zmiana systemu dochodów państwa – niepolegająca na korekcyjnej zmianie konkretnej stawki podatku – powinna być solidnie i merytorycznie przygotowana. Takie przygotowanie to minimum pół roku, potem powinna być ona skonsultowana – to kolejne parę miesięcy, a na koniec zmiana powinna wejść w życie z bardzo długim vacatio legis, np. roku" - powiedział PAP Biznes Sobolewski.

"Jeśli zatem taka reforma nie zostanie przyniesiona w teczce już pierwszego dnia urzędowania nowego rządu, to będzie wdrażana bezpośrednio przed kolejnymi wyborami, co jest politycznie niewygodne. Stąd kolejne ekipy rządzące mają problem z kompleksową zmianą, jeśli chodzi o stronę dochodową, łatwiej jednak skupić się na stronie wydatkowej budżetu" - dodał.

Ekonomista zaznaczył, że rozwiązania problemu nie stanowią jednak niewielkie zmiany podatkowe, które nie sprzyjają przewidywalności prawa.

"W ostatnim czasie rząd wprowadza różnego rodzaju drobne podatki i opłaty licząc, że można w ten sposób ściągnąć więcej pieniędzy i zasypać dług. Są to jednak niewielkie wpływy z kontekście skali całego budżetu – na przykład z opłaty cukrowej mamy 1,5 mld zł wpływów, ze zmian w akcyzie na wyroby tytoniowe ok. 3,5 mld zł. Te kwoty to kropla w morzu, takimi mikro-ruchami raczej nie da się wygenerować jakichś istotnych wpływów, a nie sprzyja to przewidywalności prawa podatkowego" - powiedział PAP Biznes Sobolewski.

Patrycja Sikora (PAP Biznes)

pat/ osz/

© Copyright
Wszelkie materiały (w szczególności depesze agencyjne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu PAP Biznes chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.

Waluty

Waluta Kurs Zmiana
1 CHF 4,5541 -0,47%
1 EUR 4,2913 -0,05%
1 GBP 5,1285 -0,04%
100 JPY 2,6238 -0,30%
1 USD 3,9296 0,12%