Polska gospodarka odporna na zawirowania; temat ceł będzie tracić na znaczeniu - Raczyński, PFR (wywiad)
Utrzymywanie się wzrostu PKB Polski w okolicy 4 proc. w ujęciu odsezonowanym świadczy o odporności polskiej gospodarki przy trudnym otoczeniu zewnętrznym i krajowej demografii - ocenia wiceprezes PFR Mikołaj Raczyński. Jego zdaniem temat ceł będzie stopniowo tracił na znaczeniu w realnej agendzie gospodarczej.

"Polska gospodarka utrzymuje solidne tempo wzrostu, co potwierdzają zarówno dane kwartalne o PKB, jak i najnowsze, bardzo dobre dane o sprzedaży detalicznej. Oczywiście dane miesięczne – jak produkcja przemysłowa czy handel – pokazują tylko część obrazu, bo istotny wkład mają także usługi i inwestycje. Warto patrzeć całościowo, a pełniejszy obraz daje właśnie dynamika PKB. W pierwszym kwartale – w ujęciu odsezonowanym – polska gospodarka urosła o blisko 4 proc., co należy uznać za bardzo dobry wynik na tle trudnego otoczenia zewnętrznego" - powiedział PAP Biznes Raczyński.
"Wciąż odczuwamy skutki kryzysu energetycznego i wojny w Ukrainie, łańcuchy dostaw wciąż się reorganizują, niemiecka gospodarka pozostaje w stagnacji, a w wielu krajach Europy Zachodniej wzrost oscyluje w okolicach zera. W tych warunkach utrzymywanie wzrostu w okolicach 4 proc. świadczy o odporności polskiej gospodarki. Jest to tym bardziej warte odnotowania, że czynniki demograficzne i strukturalne nie wspierają już w takim stopniu wzrostu podaży pracy jak w poprzednich latach" - dodał.
W ocenie Raczyńskiego w polskiej gospodarce widać strukturalne przesunięcie w stronę konsumpcji usług oraz poprawę produktywności.
"Polska gospodarka ma nadal relatywnie wysoki udział małych firm, co w dłuższej perspektywie może oznaczać przestrzeń do dalszej konsolidacji i poprawy efektywności. Wzrost produktywności, nowe inwestycje i oczekiwane ożywienie gospodarki niemieckiej – wsparte dużym pakietem fiskalnym – mogą w kolejnych kwartałach podtrzymać lub nawet wzmocnić obecne tempo wzrostu gospodarczego" - dodał.
CŁA BĘDĄ TRACIĆ NA ZNACZENIU W REALNEJ AGENDZIE GOSPODARCZEJ; NA WOJNIE CELNEJ MOŻE ZYSKAĆ EUROPA
Wiceprezes PFR ocenia, że temat ceł będzie stopniowo tracił na znaczeniu w realnej agendzie gospodarczej, choć w warstwie politycznej może być nadal podtrzymywany.
"Jednak w mojej ocenie cała koncepcja „wywrócenia stolika” przez administrację amerykańską nie znajduje uzasadnienia w faktach. Trudno bowiem kwestionować sukces gospodarczy USA w ostatniej dekadzie. Pomimo tego, że mówimy o jednej z największych gospodarek świata, Stany Zjednoczone rosły szybciej niż większość krajów Zachodu, w tym zdecydowanie szybciej niż Unia Europejska. (...) USA mają wysoki deficyt handlowy, ale jest on w dużej mierze rezultatem ogromnych napływów kapitału, kierowanych do Stanów dzięki płynnemu, głębokiemu rynkowi finansowemu, rozbudowanemu sektorowi venture capital i private equity" - wskazuje Raczyński.
"Skutkiem ubocznym tych przepływów był silny dolar, co powodowało, że część produkcji – zwłaszcza niskomarżowej – przenosiła się poza USA, m.in. do Meksyku czy Chin. Jednocześnie amerykańska gospodarka przesuwała się systematycznie w górę łańcucha wartości, koncentrując się na sektorach o wyższej marżowości i intensywności wiedzy. W mojej ocenie USA były więc beneficjentem tego globalnego układu" - dodaje.
Wiceszef PFR spodziewa się, że presja polityczna – zwłaszcza ze strony Partii Republikańskiej – będzie raczej sprzyjać stopniowemu wygaszaniu retoryki celnej. Zauważa, że to właśnie elektorat republikański historycznie opowiadał się za wolnym rynkiem, niskimi podatkami i ograniczoną rolą państwa w gospodarce.
"Obecna polityka celna coraz mniej pasuje do tych założeń – jest nieczytelna, pełna wyjątków, zawieszeń i korekt. Trudno mi się zgodzić z tezą, że za tym wszystkim stoi spójna, długofalowa strategia. Już na samym początku widać było, że metodologia nakładania ceł była chaotyczna i pełna sprzeczności. W efekcie zamiast systemowej zmiany mamy raczej polityczny szum" - ocenia.
Rozmowa została przeprowadzona zanim amerykański Sąd ds. Handlu Międzynarodowego zablokował wejście w życie większości ceł ogłoszonych przez prezydenta USA Donalda Trumpa.
Zdaniem Raczyńskiego wojna celna nadszarpnęła zaufanie do amerykańskich aktywów i dziś każdy inwestor spoza USA przynajmniej raz się zastanowi, zanim zdecyduje się ulokować tam kolejne środki. W efekcie część kapitału może zacząć szukać alternatywnych kierunków inwestycyjnych, a jednym z beneficjentów tej zmiany może być Europa.
"Do tej pory z Europy raczej odpływał kapitał – szczególnie ten skłonny do wyższego ryzyka – co utrwalało dominację konserwatywnego, bankowego modelu finansowania. Jeśli jednak część inwestorów zdecyduje się na dywersyfikację geograficzną, może to stworzyć szansę na wzmocnienie europejskiego rynku kapitałowego, szczególnie w segmencie inwestycji długoterminowych" - ocenia Raczyński.
Jego zdaniem również konsumenci mogą zacząć podejmować bardziej świadome decyzje – zastanawiając się, czy wybierać produkty pochodzące ze Stanów Zjednoczonych, czy z innych części świata, w tym z Europy. Takie wybory mogą mieć wpływ zarówno na wyniki amerykańskich firm, jak i na postrzeganie pozycji dolara.
"Warto przy tym zauważyć, że choć niektóre kraje stopniowo ograniczają swoje zaangażowanie w amerykańskie obligacje skarbowe i zwiększają rezerwy złota, nie oznacza to trwałego odwrotu od dolara. Amerykańska waluta nadal pozostaje kluczowym aktywem rezerwowym w skali globalnej – głównie z braku realnej alternatywy. Dlatego mówimy raczej o pewnych przesunięciach w przepływach kapitału, a nie o fundamentalnej zmianie układu sił" - wskazuje.
TRUDNO WSKAZAĆ WYRAŹNĄ PRESJĘ NA SZYBKIE CIĘCIA STÓP PROC. W POLSCE
Raczyński zwraca uwagę na coraz niższe globalnie odczyty inflacji, zwłaszcza w Europie, gdzie coraz wyraźniej rysuje się przestrzeń do kontynuacji cyklu obniżek stóp procentowych przez EBC. Z tego punktu widzenia także w Polsce było jego zdaniem miejsce na pewne dostosowanie polityki pieniężnej.
"Nie traktowałbym tego ruchu jako elementu nowego cyklu, tylko jako dostosowanie do zmieniających się warunków, szczególnie że na ten moment trudno wskazać wyraźną presję na dalsze, szybkie cięcia stóp. Timing nie jest tu kluczowy, ponieważ nie chodzi o stymulację gospodarki, lecz o dopasowanie do aktualnej ścieżki inflacyjnej, która okazała się łagodniejsza niż wcześniej zakładano" - powiedział.
"Jednym z czynników sprzyjających niższej inflacji było umocnienie złotego, do którego przyczyniły się m.in. ponowne napływy kapitału do Polski – częściowo w reakcji na zmianę otoczenia politycznego w Polsce po wyborach w 2023 roku. To ograniczyło presję cenową na dobra importowane i wsparło dezinflacyjny trend" - dodał.
W ujęciu globalnym widać zdaniem Raczyńskiego wzrost realnych stóp procentowych, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Może to w jego ocenie częściowo odzwierciedlać efekt pewnego osłabienia zaufania inwestorów, tzn. jeżeli kapitału napływa mniej, to rynek może zacząć oczekiwać wyższej premii za ryzyko, co przekłada się m.in. na rentowności obligacji.
"Warto jednak podkreślić, że oszacowanie optymalnego poziomu realnej stopy procentowej zawsze wiąże się z dużą niepewnością, ponieważ zależy od szeregu założeń dotyczących oczekiwanej inflacji, neutralnej stopy procentowej czy równowagi makroekonomicznej. Dlatego rozsądniej jest mówić o przedziale, w jakim realna stopa powinna się mieścić, niż wskazywać jedną konkretną wartość" - zaznacza.
"W przypadku Polski ten przedział to prawdopodobnie poziom między 0 a 2 proc. – z założeniem, że realna stopa nie powinna być trwale ujemna, jeśli chcemy mówić o stabilnej inflacji i polityce pieniężnej w średnim okresie" - konkluduje Raczyński.
Rafał Tuszyński (PAP Biznes)
tus/ gor/